23 maja, g. 20 – JÓZEF BARAN

W niewielkim ale doborowym towarzystwie, mieliśmy okazję gościć prawdziwą gwiazdę poezji , Józefa Barana. Dlaczego tak trudno zebrać na spotkanie poetyckie 30 osób w kilkusettysięcznym, akademickim mieście – to temat na osobną rozprawę…Ale ..nastawmy się pozytywnie, jasno i łagodnie, tak jak było tego dnia, tak jaką jawi się poezja Józefa Barana… Sam Autor z wyglądu nie przypomina celebrytry-giganta poetyckiego jakim niewątpliwie jest, ot, skromnej postury, klasyczny garnitur, małopolski wąs, przenikliwe spojrzenie, nieco zdarty głos…Być może to niezbędne atrybuty świetnego obserwatora…W wieku 20 lat poetą jest ,,każdy”. W wieku 70 .. jest ten, który jest, np.: Józef Baran…Reszta już poniżej w nagraniu, piękne wiersze, bardzo ciekawa rozmowa z prof. Dorotą Heck, polemika z przyjacielem Stanisławem Srokowskim…jednym słowem prawdziwa uczta intelektualna.

LECH TALAR , 20 maja, g. 20

Lech Talar, to jeden z flagowych Pieśniarzy…ciężkie piosenki o trudnej manichejskiej rzeczywistości.. Osobiście nazywam te utwory, piosenkami dla dorosłych. Lech jest w pełni świadom siebie i wie co śpiewa (wielu po prostu śpiewa co wie a nie wie co śpiewa) … a jego solówki-podobne do podróży:  rodzą się w bluesie i ewoulują w stronę free …
Lech świetnie rozumie innych, każdy kogo życie przeciągnęło przez magiel rzeczywistości czuje te piosenki, czuje empatię z ,,tymi stanami psychicznymi”… może czuć na sobie jego koncentrację i szacunek twórcy.. W ogóle Lechu z tym swoim punkowym monochromatycznym głosem, z elektrycznym głośniczkiem z podkładami,  z wyglądem angielskiego urzędnika i z tym o czym śpiewa – przypomina jak żywo postać, która wyrwała się z obrazów Edwarda Hoppera, czy spomiędzy wierszy Philipa Larkina…
Lech Talar śpiewa piękne ballady o miłości, ta miłość to wyspa w oceanie manicheizmu…tam są Bieszczady, pola, wiata, ławeczka, jest mysz, jest kot i szereg banalnych detali dookoła na wyciągnięcie ręki… Nie ucieka też od spraw ,,tego świata”: pogmatwana, brudna społeczno-polityczna codzienność czasami znajduje swoje miejsce w piosence – najważniejszym jednak w jego twórczości, moim zdaniem, jest próba opisu świata i jego relacji z Bogiem. Samo słowo ,,Bóg” bardzo rzadko pada (o ile w ogóle), ale wyczuwa się pytanie o niego kiedy jest mowa o samotności, bólu, zdradzie, śmierci…To są też songi drogi..dużo jest w nich o podróży, i nie tylko dlatego, że Lech przybywa do nas 1724 km z Yorku… Ten monochromatyczny głos i solówki gitarowe, kiedy jedziesz motorem (powiewa ci szaliczek na szyi) wśród majowych pól, albo pociągiem a słońce idzie w dół… Na koncercie, nie słucha się Lecha łatwo. Pomimo wpadającej w ucho gitary, czy podrygującej nogi do beatu, to co ma do powiedzenia o sobie i o tym jak ten świat widzi, Lech, jest zbyt poważne żeby sobie , ot tak ,,odlecieć” czy się ,,wyluzować”. Owszem, można ale po. Na koncercie , Lech prawie nic nie mówi, pomiędzy utworami trwa ,,techniczna” cisza, w trakcie której Lech przestawia coś tam w swoich sprzętach – a my możemy trwaić poprzedni utwór…Był kiedyś taki film ,,Der himmel uber Berlin”, gdzie w końcowej scenie Nick Cave, Crime and The City Solution grali w jakimś obskurnym miejscu a publiczność doskonale czuła o czym śpiewają – wśród publiczności był upadły anioł i obiekt jego pożądania, był tez oczywiście czynny anioł…ta sceneria jest idealna dla Lecha Talara…jest tak poniekąd u Pieśniarzy..choć scena malutka jest tu wszystko co potrzeba. I są tu wszyscy…i Marion i Damiel, i Cassiel, Peter Falk wpada,…zawsze kiedy gra Lech Talar..

 

21 maja – I SPOTKANIE W BRAMIE…

To nie było planowane…  Ktoś przyszedł, zagrał, powiedział.  Wolna scena, open mic, są różne nazwy  ,,spotkanie w bramie” z dwóch powodów: brama kojarzy się z jakimś wejściem, przejściem… ot, choćby ze świata lucyferycznej iluzoryczności do świata boskiej prawdy…
poza tym jestesmy, autentycznie w bramie przy przystanku…w międzyczasie, w drodze, po drodze, Ktoś zawsze może wpaść: zajrzeć, posłuchać, zaspiewać, coś powiedzieć… Oczywiście, w zasadzie każde wydarzenie tutaj jest takim Spotkaniem, niemniej postanowiłem je jakoś nazwać…