Od pól, poprzez Cerwonki pokryte lodem twardym sło cosi okutane w strzępiate, stare hadry.
Palicke mioło w gorzci i worek na ramieniu, minęło syćkie dróżki i prosto sło po śreniu.
Jaz w Równi przystanęło, kie sie na płotek natkło. Podesłak, zapytałak — coz byście radzi, Dziadku?
A On stół przyzgrzybiany, nic na to mi nie odrzekł, ino popatrzył dziwnie — mioł w ocak smutków morze.
I wtedy takim błyskiem, co syćkim jest i nicym, poznałak Go od razu. To mój był Jezusicek.
Coś mi sie siepło w dusy z radości, dziwu, lęku, kolana sie mi same ugieny do przyklęku.
Fciolak Mu objąć nogi obute w zdarte kerpce, zmyć łzami i ubośkać toniącym w zolu sercem.
A Jemu wzrok dobrocią ozjaśnił sie niezwykłą uśmiechnął sie — i naroz z myk oców kajsi zniknął.

Hanka Nowobilska z Białki